Począwszy od listopada 2010 r., każdy kolejny miesiąc to wyprawa do innego hiszpańskiego regionu.

W każdym regionie spędzę od minimum 2 tygodni do miesiąca. Przerwy w podrożach będę wykorzystywała na dogłębniejsze poznanie bliższych i dalszych zakątkow Andaluzji, w której mieszkam.

viernes, 16 de abril de 2010

Sexto post de prueba

ANDALUZYJSKIE KLASYKI: FLAMENCO, KORRIDA, TAPAS I BOTELLONA... 
Taaaak, przyszłość narodu hiszpańskiego, wraz z nadejściem wiosny (zimą też się da, ale jest mniej komfortowo), bierze w garść plastikowe siateczki, wypycha je po brzegi butelkami z napojami gazowanymi, piwem i wszelkiej maści mocnymi alkoholami i radosnym krokiem udaje się...a to do parku, a to na place w centrum miasta, albo po prostu na ulice, pod okna zdesperowanych mieszkanców. Botellona (od hiszpańskiego słowa botella, czyli butelka), bo tak został nazwany ten zwyczaj spędzania wolnego czasu na swieżym powietrzu, nie wywodzi się co prawda z Andaluzji, ale z racji sprzyjającego klimatu, południe Hiszpanii szczególnie w weekendy przemienia się  jak nigdzie indziej we wrzeszczące i rozbawione tłumy, pozostawiające po sobie tony śmieci. 
Po raz pierwszy widziałam botellonę gdzieś na wybrzeżu w okolicach Huelvy. Wydawalo mi się, że te setki młodych ludzi z plastikowymi kubeczkami w dłoniach musi wracać z jakiegoś koncertu, bądź innego masowego wydarzenia, może sportowego? Wówczas uświadomiono mi, że nie; botellona sama w sobie jest wydarzeniem i sposobem na spędzanie wolnego czasu. Oczywiście sposobem dużo tańszym niż pójście do baru, czy na dyskotekę (choć zwykle uczestnicy botellony na sam koniec przenoszą się do dyskotek)! Oprócz aspektu finansowego, botellona (podobno) sprzyja integracji, bo w końcu bez zagłuszającej muzyki z dyskoteki, można łatwiej porozmawiać. A atmosfera....sami popatrzcie na zdjecia...







Zasada jest ogólnie taka: skrzykuje się grupka znajomych, każdy przynosi co innego, zazwyczaj tylko do picia; a to ktoś napoje gazowane, ktoś plastikowe kubeczki, woreczki z lodem. No i zrzutka na alkohol.

Każde niemal miasto ma swoje stałe miejsca, na których organizowane są botellonas. Pewnie niejeden turysta musiał (tak jak swego czasu ja:-)) doznać szoku, zaglądając w sobotnią noc na sewilijską Alamedę, czy plac Alfalfa! Pachną jaśminy, pogoda przyjemna, zabytki cudownie oświetlone. Nic tylko iść na wieczorno- nocny spacer. No i szok; nie dość, że nad Alfalfą unosi się dziwnie znajomy ziołowy zapach, to jeszcze młodzi Sewilijczycy, których jeszcze nad przewodnikiem turystycznym w Polsce wyobrażaliśmy sobie  w romantyczny sposób tańczących flamenco, walczących z bykiem, bądź przynajmniej serwujących pyszne tapas, zatacza się popijając kolejny kubeczek rumu z Coca- Colą.







No cóż, wrażenie robi też ta nieszczęsna Alfalfa po botellonie...Co prawda śmietniki są pełne, ale chodniki też wyglądają jak miniaturowe wysypiska...







Botellona stała się zjawiskiem tak powszechnym, tak dokuczliwym i znienawidzonym szczególnie przez tych, którzy przez cały weekend nie mogą zmrużyć oka, że powstało nawet specjalne prawo zwane Antibotellona (za picie alkoholu pod chmurką można dostać nawet mandat w wysokości kilkuset euro), co ukróciło trochę nocne szalenstwa, ale nie zniwelowalo ich całkowicie.
O botellonie napisano też całkiem sporo książek socjologicznych; mówi się nawet o fenomenie/ zjawisku  botellona.

Botellona ma też swoją odmianę- giganta, a mianowicie MACROBOTELLONE. I tu już Sewilla pojawia się na czele. To właśnie w tym mieście po raz pierwszy zwołano (przez Internet) botellonę na ponad 6000 osób! Botellony- giganty zwykle pojawiają się w pierwszy dzień wiosny i w dzień inauguracji roku szkolnego. Niby jest zakaz, niby są mandaty, a w zeszłym miesiącu w Sewilli, znów kilka tysięcy osób publicznie pokazalo władzom i policji środkowy palec, trzymając w drugiej ręce kubek z drinkiem.....
...i pozostało po niej, według doniesień prasy...6 ton śmieci...

0 comentarios:

Publicar un comentario